WŁAŚCICIEL O…

…SWOICH POCZĄTKACH W ROLNICTWIE


NIEOCZYWISTE POCZĄTKI

czyli jak się zaczęła moja przygoda z rolnictwem

Na początku nic nie wskazywało, że moje życie będzie związane z pracą na roli. Mieszkałem w niewielkim miasteczku i byłem typowym „blokowym” dzieckiem z kluczem na szyi. Kontakt z rolnictwem miałem jedynie w gospodarstwie dziadków podczas wakacyjnych wyjazdów. Wszystko się zmieniło, kiedy skończyłem szkołę podstawową. Rodzice kupili wtedy 5-hektarowe gospodarstwo i przeprowadziliśmy się do Ochab. Zbiegło się to w czasie ze zniesieniem obowiązkowych dostaw rolnych oraz pozytywnym otwarciem się władz na potrzeby rolnictwa.

gospodarstwo-1

gospodarstwo-2

Początkowo gospodarstwo było prowadzone wielokierunkowo. Krowy, kury, kaczki, owce i trzoda chlewna – z tym wszystkim należało się zmierzyć, wszystkiego nauczyć od podstaw. Zgodnie z panującym trendem, jak i zdrowym rozsądkiem, postawiliśmy na specjalizację. Pierwszą do tego przymiarką było stado 500 kaczek, które jako pisklęta mieściły się w pomieszczeniu o powierzchni 30 m². Wraz z upływem czasu gromadka rozrastała się i w końcu zajęła spory kawałek pola. Niestety sprzedaż tego drobiu okazała się sporym wyzwaniem i zrezygnowaliśmy z tego kierunku produkcji rolnej. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na hodowlę trzody chlewnej, adaptując na jej potrzeby istniejące pomieszczenia. Między innymi w stodole drewniane ściany zastąpiliśmy murem. Położyliśmy też strop betonowy, dzięki czemu na poddaszu powstał magazyn pasz. Przebudowaliśmy również oborę i stajnię na porodówki w układzie duńskim. Pod koniec lat 70-tych rozpoczęliśmy chów trzody w cyklu zamkniętym, czyli posiadaliśmy maciory, których przychówek odchowywaliśmy na tuczniki, odwożone po osiągnięciu odpowiedniej wagi do punktów skupu. Tam, oprócz przekazania pieniędzy na konto, wpisywano do specjalnych książeczek ilość odstawionych kilogramów. Miało to wpływać na przyszłe emerytury gospodarzy, jak również było uwzględniane w przydziałach wszelkich trudno dostępnych dóbr takich jak materiały budowlane lub sprzęt rolniczy.

Następnym wyzwaniem było zmierzenie się z uprawą roli. Zboża, buraki, ziemniaki, rzepak – wszystko należało poznać w praktyce i ogarnąć. Uporządkować podział gruntów i ułożyć właściwy płodozmian. Nauczyć się prawidłowej agrotechniki, mając początkowo do pomocy w pracach polowych tylko konia i parę drobnych maszyn. Z konieczności korzystaliśmy również z popularnych wtedy usług Kółka Rolniczego, jednak jego pracownicy woleli obsługiwać kilkunastoarowych rolników, niż jechać do jednego dużego gospodarza. Dzisiaj może to dziwnie brzmi, ale wtedy te parę hektarów zaliczało nas już do dużych gospodarstw.

W tamtych czasach maszyny i ciągniki kupowało się na tzw. przydział. Nasz pierwszy ciągnik, Ursus C-330, też trafił do nas w taki sposób po około roku od złożenia podania o jego przydział. Wymarzony ciągnik pojawił się w gospodarstwie, ale co dalej? Ponieważ działo się to w zimie, to mieliśmy trochę czasu na skompletowanie sprzętu współpracującego z ciągnikiem.

gospodarstwo-3

gospodarstwo-5

Kierunek szkoły, którą wybrałem – mechanika i budowa maszyn, był zgodny z moimi zainteresowaniami i szybko okazał się przydatny w gospodarstwie. Zaprojektowałem i własnoręcznie wykonałem więc niektóre z potrzebnych nam w gospodarstwie maszyn rolniczych i urządzeń. Na przykład konstrukcję bron obmyśliłem w czasie lekcji, a pewne rozwiązania konsultowałem z instruktorami na warsztatach szkolnych. Następnie kupiłem profile stalowe i zęby, po czym przy pomocy ręcznej piłki i spawarki zbudowałem potrzebną nam maszynę. Kolejny był siewnik. Adaptowałem posiadany przez nas zaczepiany siewnik konny przekształcając go w siewnik zawieszany na ciągniku. Klasyczna przyczepa również była nieosiągalna, nawet na przydział. Przystosowałem więc do transportu wóz konny przebudowując jego dyszel.

Jednocześnie, korzystając z książek i prasy fachowej, nieustannie się dokształcałem poszerzając swoją wiedzę na temat prawidłowej agrotechniki i mechanizacji rolnictwa.

W następnych latach, w powiększającym się stale gospodarstwie, użytkowaliśmy wiele różnych coraz nowocześniejszych maszyn i coraz mocniejszych ciągników, jednak te pierwsze z takim trudem zdobyte lub wykonane najbardziej zapadły mi w pamięć.

Najistotniejsze w tym wszystkim jest to, że praca na roli okazała się tym, co mnie zafascynowało.

Żona nawet śmieje się, że najchętniej siedziałbym w polu i słuchał jak rośnie zboże.

 

Zygmunt Bieniek