WŁAŚCICIEL O…

20-LETNIEJ WSPÓŁPRACY Z MARKĄ LAMBORGHINI

28 lipca 1997 roku był dla mnie szczególnym dniem. Tą datą jest opatrzona umowa o współpracy z Same Deutz-Fahr Polska w zakresie sprzedaży ciągników rolniczych Lamborghini. Na jej podpisanie zostałem zaproszony do Lublina. Wtedy też miałem okazję zapoznać się z procesem montażu ciągników sadowniczych odbywającym się na terenie dawnej FSC. Jednocześnie na obrzeżach Lublina pokazano mi niewielką halę, gdzie stacjonował serwis. W następnych latach w tym właśnie miejscu powstała fabryka i zarazem siedziba SDF Polska.
Niemniej zanim nastąpił ten dzień, kilka miesięcy wcześniej odwiedził mnie przedstawiciel koncernu składając propozycję nawiązania współpracy. Roztaczał optymistyczną wizję przynależności do ekskluzywnej marki, solidności partnera, jak i dalekowzrocznej polityki koncernu względem polskiego rynku. Prawdę mówiąc, z wcześniejszych targów Polagra w Poznaniu utkwiły mi w pamięci ciągniki Lamborghini i stojący koło nich panowie, którzy sprawiali wrażenie sycylijskich mafiozów, że aż strach był podejść do nich. Tak czy owak, ciągniki gruntownie obejrzałem, uznając je za solidne maszyny i w ten oto sposób zaczęła się moja przygoda z Lamborghini.

W niedługim czasie zwołano spotkanie dealerów, oczywiście w Lublinie. Miałem okazję spotkać kolegów-dealerów, jak i ówczesnych dyrektorów SDF. Dlaczego o tym wspominam? Ponieważ jeden z nich zapowiedział, że z tymi, którzy nie wykażą się sprzedażą w najbliższym czasie, zostanie rozwiązana umowa. Ja też początkowo zaliczałem się do grona osób nie wykazujących sprzedaży, ale szczęśliwie w ciągu kilku miesięcy pojawił się pierwszy klient, składając zamówienie na ciągnik... Deutz-Fahr Agrotron 150. No cóż, nie było to Lamborghini, ale wciąż była to maszyna z palety ciągników SDF.

Na pewno w tych pionierskich czasach części zamienne, jak i serwis były wyzwaniem. Wszyscy się uczyliśmy, ale byliśmy nastawieni entuzjastycznie i dlatego o wiele łatwiej rozwiązywało się problemy. Tak jak wcześniej wspomniałem, SDF traktował Polskę bardzo poważnie i przygotował dla polskich klientów nie lada gratkę - Lampo. Ciągnik, który według mnie całkowicie zaskoczył swoimi rozwiązaniami i przede wszystkim ceną. To był hit, który do dziś jest modelem natychmiast znikającym po pojawieniu się w ogłoszeniach. I to w dobrej cenie. Miałem i ja swój udział w kreowaniu popularności Lampo wśród lokalnych odbiorców. Limitowana seria UNICO została przeze mnie wyposażona w parę drobiazgów, m.in. klimatyzację, która uczyniła ten ciągnik jeszcze bardziej atrakcyjnym. 

Były też i inne szaleństwa, np. orkiestra składająca się z siedmiu Lampo, gdzie każdemu z nich przyporządkowaliśmy inny dźwięk. Melodie były grane na pojedynczych klaksonach przez osoby znajdujące się w kabinach. Nasze koncerty były ciepło odbierane przez publiczność, niemniej podczas jednej z prób sąsiadka wezwała policję, gdyż - jak twierdziła - zakłócaliśmy jej spokój. Ludzie we wsi do dzisiaj wspominają grające ciągniki. Filmik z próby można znaleźć na naszej stronie internetowej w dziale "Aktualności". Lampo, jak i jego odpowiednik w barwach SAME - Roller - sprzedawały się bardzo dobrze.
Należy wspomnieć o jeszcze jednym hicie spod bandery Lamborghini, tj. o modelu Champion, niestety nie do końca trafionym. Moim zdaniem wyprzedzał on epokę swoimi rozwiązaniami, ale niedopracowany silnik spowodował jego zniknięcie z tzw. cennika.
Moja kolejną przygodą z Lamborghini było Torello, czyli ciągnik, który powstał w wyniku tuningu fabryczego modelu R2. W najbliższym czasie napiszemy więcej na ten temat.

W ciągu minionych 20 lat był również czas wzajemnych odwiedzin, poznawania się i uczenia od siebie nawzajem. Pierwsze targi rolnicze w Bolonii, na które pojechałem, wywarły na mnie ogromne wrażenie, natomiast tamtejsi dealerzy - już nie. Wspólnie z polskimi kolegami stwierdziliśmy, że nie mamy się czego wstydzić, wręcz odwrotnie, poziom naszych firm momentami ich wyprzedzał.
Z czasem prymat Lamborghini i SAME zaczął przygasać. Powoli dochodził do głosu Deutz-Fahr, a unifikacja z pozostałymi markami na pewno ten proces przyspieszyła. Historia mojej współpracy z Lamborghini jest jednocześnie odzwierciedleniem statusu tej marki na rynku. Trudno jest mi się pogodzić z aktualną sytuacją, tak więc pozostają mi tylko dobre wspomnienia. Szanujmy wspomnienia.

Zygmunt Bieniek